Strony

wtorek, 23 czerwca 2015

4. Lauren

Zatrzymałam się dopiero nad niewielkim strumykiem. Nie wiedziałam, gdzie jestem, ale nie obchodziło mnie to. Opadłam na kolana. Nie chciałam płakać, ale łzy i tak pociekły mi po policzkach.
  Dlaczego on tak na mnie działał? Nigdy nie miałam zbyt dobrych kontaktów z chłopakami. Wiedziałam, że niektóre dziewczyny wariują na ich punkcie, ale nigdy ich nie rozumiałam. Nie rozumiałam miłości.
  Ale teraz... był Alex. Irytował mnie, ale...
  Potrzasnęłam głową. O czym ja w ogóle myślałam? Otarłam łzy. Za wiele płakałam. Trzy razy w życiu, w czym dwa razy dzisiaj.
  Co się ze mną działo?
  Usłyszałam jakiś hałas za sobą. Spojrzałam w tamtym kierunku. Niecałe dwa metry ode mnie stał Alex.
  - Zostaw mnie w spokoju - mruknęłam i odwróciłam się z powrotem do strumyka.
  Poczułam, jak chłopak siada obok mnie. Chciałam się o niego oprzeć, ale powstrzymałam się.
  - Lara... - szepnął Alex.
  I tyle. Tylko moje imię.
  Poczułam, jak ziemia delikatnie się trzęsie. Chłopak też to musiał zauważyć, bo gwałtownie wstał i odsunął się.
  - Lara... Co tym razem zrobiłem źle?
  Westchnęłam, nie patrząc na niego.
  - Po prostu byłeś. Siedziałeś obok mnie i oddychałeś.
  Dopiero teraz zerknęłam na niego. Przekrzywiał zabawnie głowę, przyglądając mi się uważnie.
  - Więc to o to chodzi? - upewnił się. - Byłem za blisko? - westchnął. - I tylko dlatego chcesz zatopić Long Island?
  - Nie chcę jej zatopić.
  - Właśnie robisz trzęsienie ziemi.
  Skoncentrowałam się i ziemia przestała się trząść.
  - Już nie.
  Alex uśmiechnął się i przyjrzał mi się uważnie. Było w tym spojrzeniu coś dziwnego, coś...
  Odwróciłam wzrok.
  - Czego chcesz? - spytałam.
  - Masz chłopaka? - spytał nagle.
  Spojrzałam na niego z zaskoczeniem.
  - Nie, a co...
  - A kiedyś miałaś?
  Przypomniałam sobie mojego przyjaciela z dzieciństwa.
  - Nie, chyba nie.
  Chłopak uniósł brwi.
  - Chyba?
  - Nieważne.
  Nie chciałam mówić o Martinie. Nie chciałam o nim myśleć. Kiedyś był moim najlepszym i jedynym przyjacielem, ale później... pokłóciliśmy się. Nawet myślenie o nim bolało.
  - A czemu cię to interesuje? - spytałam.
  Alex wzruszył ramionami.
  - A jakoś tak.
  Tym razem to ja uniosłam brwi.
  - Mam ci wyjaśnić? - spytał chłopak. - Nie chcę kolejnego trzęsienia ziemi.
  Poczułam, jak się rumienię, więc odwróciłam wzrok i zakryłam twarz włosami, modląc się, by nic nie zauważył w tych ciemnościach.
  - Lara?
  - Hm?
  - Ominęłaś oprowadzanie po obozie.
  Spojrzałam z powrotem na niego.
  - No i?
  - Chyba powinienem cię oprowadzić.
  - Sama sobie poradzę.
  Chłopak uśmiechnął się.
  - Wiesz, gdzie masz mieszkać?
  Otworzyłam usta, a po chwili je zamknęłam. Fakt.
  - Więc może jednak chodź - zasugerował rozbawiony Alex. Ciekawe, co było takie śmieszne.
  - A wiesz, jak stąd wyjść? - spytałam.
  Ha. Tym razem to on otworzył usta, po czym je zamknął. Moja kolej na uśmiech.
  Chłopak naburmuszył się.
  - Co cię tak śmieszy?
  Roześmiałam się.
  - Przed chwilą płakałaś - przypomniał Alex.
  - To było przed chwilą - zauważyłam.
  - Masz zmienne nastroje.
  Wzruszyłam ramionami.
  - Może.
  Chłopak uśmiechnął się i wyciągnął do mnie rękę.
  - Chodź.
  Wstałam, ignorując jego dłoń.
  - Jakiś pomysł?
  - A nie masz gdzieś w swoim zestawie supermocy jakiegoś GPSa?
  - Spadaj.
  - Nie masz?
  Westchnęłam.
  - Mam, ale wolę nie próbować przywoływać jakiejś mocy. Nie potrafię ich kontrolować i w końcu mogę spowodować utworzenie się nowego wulkanu albo tornado. Wolę nie ryzykować.
  Alex pokiwał powoli głową.
  - Może masz rację.
  Uniosłam brwi.
  - Może?
  - Na pewno masz rację - poprawił się. - Więc musimy się zdać na moją nieznajomość lasu.
  - Nigdy tu nie byłeś?!
  - Byłem, podczas gier o sztandar.
  - Podczas czego?
  Chłopak machnął ręką.
  - Nieważne. W piątek ci wyjaśnię. W każdym razie, wstęp do lasu jest zakazany, więc nie, nie znam drogi. Chociaż - zmarszczył brwi - chyba mogę nas tam przetransportować.
  - A dokładniej w jaki sposób?
  Alex uśmiechnął się.
  - Słyszałaś o czymś takim, jak podróż cieniem?
  Zmarszczyłam brwi.
  - Jesteś synem...
  - Hadesa, tak.
  Przekrzywiałam głowę, próbując dopasować to do chłopaka. Wygląd się zgadzał - czarne włosy, czarne oczy, ale reszta... może, ale niewiele.
  Alex musiał zauważyć to spojrzenie, bo westchnął.
  - Tak, wiem, to do mnie nie pasuje. Nie musisz przypominać - odwrócił się i rozejrzał się. - W nocy chyba nie trudno i cień, więc... - odwrócił się do mnie. - Mogę cię dotknąć? - zmarszczył brwi. - Dobra. Trochę głupio to zabrzmiało, ale wiesz, o co chodzi.
  Parsknęłam śmiechem, a chłopak spojrzał na mnie urażony.
  Przytaknęłam, a Alex chwycił mnie za rękę. Poczułam przyjemny dreszcz. Chłopak odwrócił mnie do siebie i spojrzał mi w oczy.
  Odwróciłam wzrok.
  - A nie mieliśmy... - zaczęłam, ale Alex przesunął palcem po moich ustach. Zamilkłam. Spojrzałam w górę, na jego twarz. Sięgałam mu zaledwie do ramienia. Patrzyłam, jak chłopak pochyla się ku mnie i...
  Gdzieś w lesie rozległ się ryk. Alex odruchowo puścił moją rękę, a ja natychmiast się odsunęłam.
  - Co to było? - spytałam.
  - Nie wiem - chłopak wzruszył ramionami, nie odrywając ode mnie wzroku. Odwróciłam się i przygryzłam wargę. - W lesie jest wiele potworów, ale nie powinny się zapuszczać na teren obozu.
  Uniosłam brwi, chociaż jako że stałam do niego tyłem, nie mógł tego zauważyć.
  - Nie powinny? - powtórzyłam.
  - Nie powinny, chociaż ostatnio... - zanim dokończył, z krzaków wypadł ogromny lew, ryknął, potrząsając złotą grzywą i skoczył na mnie. Krzyknęłam, ale zanim potwór zdążył do mnie doskoczyć, Alex odepchnął mnie na bok i lew wpadł na niego. Pazury zwierzęcia rozerwały mu ramię.
  Krzykneliśmy, tym razem oboje. Alex wyciągnął nie-wiadomo-skąd sztylet i próbował wbić go w skórę potwora, ale metal odbił się od jego skóry.
  Lew nemejski.
  Zwierzę utkwiło we mnie swoje czerwone ślepia i ryknęło. Potwór skoczył i docisnął mnie do ziemi.
  Zignorowałam ból w ramionach i spojrzałam w oczy lwa. Wiedziałam, że użycie mojej mocy było niebezpieczne, ale co innego mogłam zrobić?
  Skoncentrowałam się. Ziemia delikatnie się zatrzęsła, a lew ryknął, tym razem z bólu. Zeskoczył ze mnie, po czym zaczął zwijać się na ziemi. Po chwili zmienił się w proch i pozostała po nim tylko jego skóra.
  Mimo że wciąż leżałam na ziemi, poczułam jak kręci mi się w głowie. Udało mi się użyć mocy tak, jak chciałam i nie wywołać przy tym powodzi. To najprawdopodobniej całkowicie wyssało ze mnie moją energię.
  Usłyszałam kolejne ryki i poczułam, jak Alex łapie mnie za rękę. Po chwili znaleźliśmy się na granicy między lasem a obozem.
  Następne, co pamiętam, to ciemność.

• † • † • † •

Dziewczynka wbiega na niewielką polankę i dobiega do strumyka. Odwraca się z uśmiechem wymalowanym na twarzy.
  - Wygrałam! - krzyczy. - Jestem pierwsza!
  Z lasu wychodzi młoda, rudowłosa dziewczyna. Uśmiecha się do małej.
  - Gratulacje! - chwali ją i pochyla się, tak, aby ich oczy znalazły się na tym samym poziomie. Przez chwilę obie patrzą sobie w oczy, po czym starsza uśmiecha się szerzej i daje małej pstryczka w nos. Dziewczynka odruchowo cofa się do tyłu i wpada do wody. Po chwili wynurza się i obie wybuchają śmiechem.
  Rudowłosa wyciąga do małej dłoń. Dziewczynka łapie ją i wychodzi na brzeg, ale nagle zapada ciemność. Zaniepokojona starsza dziewczyna rozgląda się wokoło. Nagle krzyczy. Jakaś siła wciąga ją do wody. Próbuje wynurzyć się nad powiechrznię, ale jej głowa pozostaje pod wodą.
  - Lea! - krzyczy dziewczynka.
  Rudowłosa ostatkiem sił wynurza głowę.
  - Idź! - krzyczy. - Uciekaj!
  Po czym znika pod powierzchnią.
  Mała odwraca się i ucieka.
  Wpada na jasnowłosego chłopaka, po czym szybko odskakuje. Tamten wpatruje się w nią zaskoczony.
  - Kim jesteś? - pyta.
  Dziewczynka przygląda mu się nieufnie.
  - Nie twoja sprawa - mówi odważnie. - A ty to niby kto?
  Chłopak przygląda jej się uważnie.
  - Martin - mówi w końcu. - Jestem Martin.

• † • † • † •

Otworzyłam oczy i zamrugałam. Znajdowałam się w jakimś pokoju, najprawdopodobniej w Wielkim Domu, czy jak tam Chejron go nazywał. Przez okno wpadało jasne światło.
  Usiadłam i natychmiast tego pożałowałam. Poczułam gwałtowny ból w obydwu ramionach.
  Ktoś delikatnie położył mnie z powrotem na poduszkach. Odwróciłam się, mając nadzieję, że zobaczę Alexa (Lauren, co ty mówisz, ty idiotko?!), ale to nie on siedział przy moim łóżku. Ten chłopak był o wiele starszy, wyglądał na około dziewiętnaście, ale wiedziałam, że ma dwadzieścia jeden. Jego włosy miały kolor jasny blond, a oczy czarny jak Podziemie. Zawsze mnie to trochę bawiło. No bo: dzień i noc. Słońce i Podziemie. Olimp i Tartar.
  Kiedyś słyszałam, że oczy odzwierciedlają duszę człowieka. Nigdy w to nie wierzyłam. Przecież on nie mógł być nocą, Podziemiem, Tartarem? Myliłam się. I to bardzo.
  Chłopak wpakował mi do ust łyżkę ambrozji, a następnie pochylił się nad moim uchem.
  - Jedno słowo - wysyczał. - Wspomnisz chociaż jednym słowem, że się znamy, albo kiedyś znaliśmy, a pożałujesz. Nie znasz mnie, jasne, Len Dark?
  Len. Tak na mnie kiedyś mówił.
  Kiedyś.
  Zamrugałam, by ukryć łzy. Przełknęłam ambrozję i przytaknęłam.
  - Tak. Tak, Martin.
  I nie musisz mi mówić, że cię nie znam. Sama wiem to wystarczająco dobrze, dodałam w myślach.
  Odparłam głowę o poduszki i z powrotem zasnęłam.

Gdy znów się obudziłam, na miejscu Martina siedziała jasnowłosa dziewczyna, a obok niej Percy. Chłopak obejmował ją, więc wywnioskowałam, że byli parą. Nieco dalej stał Chejron i kłócił się z małym Posjedonkiem.
  - ... ale mówiłeś, że temu lwu więcej czasu zajmie powrót z Tartatu!
  - Percy, wiesz, że z tym ostatnio była problem. Zresztą, mógł wrócić, gdy Gaja się budziła.
  Pod ścianą naprzeciwko stał Alex. Tak właściwie, to nie stał. Spacerował od jednego końca do drugiego, mamrocząc coś pod nosem. Wyglądał na bardzo zaniepokojonego. W końcu spojrzał na mnie i zatrzymał się. Jego lewe ramię było obandażowane.
  - Obudziła się!
  Percy i Chejron zamilkli i wszyscy odwrócili się do mnie.
  - Um... Lauren, co się stało w lesie? - spytał niepewnie centaur.
  - Przecież już wam mówiłem - mruknął Alex, podchodząc bliżej.
  Jasnowłosa dziewczyna pomogła mi usiąść.
  - Chejron, Percy - zwróciła się do pozostałych. - Możecie wyjść?
  Centaur rzucił mi jeszcze jedno zaniepokojone spojrzenie, po czym wyszedł. Percy pocałował blondynkę w policzek, a następnie opuścił pokój.
  Dziewczyna spojrzała na mnie szarymi oczyma.
  - Jestem Annabeth - przedstawiła się.
  - Lauren - wymamrotałam. Czułam się, jakbym nie piła od tygodni. Mój język już chyba całkowicie wysechł.
  Annabeth wręczyła mi szklankę z nektarem i pomogła mi się z niej napić.
  - Alex - mruknął Alex, nie spuszczając ze mnie wzroku.
  - To wiem - powiedziałyśmy w tym samym czasie ja i Annabeth. Spojrzałyśmy po sobie i parsknęłyśmy śmiechem.
  - Co was tak śmieszy? - spytał Alex, ale nie czekając na odpowiedź, dodał: - Lara, dobrze się czujesz?
  Przypomniałam sobie spotkanie z Martinem. Nektar nagle przestał smakować tak dobrze.
  - Tak - skłamałam.
  - A tak nie kłamiąc?
  Westchnęłam.
  - Aż tak widać, że kłamię?
  - Nie, ale nie możesz się źle nie czuć - zauważył Alex.
  Czuję się, jakbym właśnie pokłóciła się z moim najlepszym i jedynym przyjacielem, pomyślałam. Czuję się, jakby wszystko działo się od nowa. Jakbym znów miała siedem lat. Jakbym znów...
  Wzruszyłam ramionami i skrzywiłam się.
  - Dobrze, jak na kogoś, kto mógł zostać zabity przez głupiego ogara piekielnego.
  Annabeth spojrzała na mnie, a potem na Alexa.
  - Wyjdę na chwilę.
  Wstała i opuściła pokój. Chłopak natychmiast zajął jej miejsce.
  - Lara, coś się stało? - spytał Alex. - Jesteś dziwnie blada.
  Zamrugałam.
  - To nic - nie patrzyłam mu w oczy.
  - Lara...
  - To nic  - powtórzyłam.
  Chłopak westchnął z rezygnacją.
  - Dobrze się czujesz? - spytał.
  Przytaknęłam.
  - Martwiłem się o ciebie.
  - Prawie cały czas tutaj siedział! - krzyknął Percy zza drzwi.
  Alex zaklął.
  - Zabiję cię!
  Usłyszałam teatralne westchnienie Annabeth.
  - Mówiłam, żebyś nie podsłuchiwał - przypomniała.
  Parsknęłam śmiechem. Alex chciał chyba jeszcze coś powiedzieć, ale zerknął na mnie i posłał mi wymuszony uśmiech. Roześmiałam się jeszcze bardziej.
  - Co się tak śmiejesz? - spytał urażony chłopak.
  Otworzyłam usta, by odpowiedzieć, gdy do pokoju wszedł jasnowłosy chłopak.
  Uśmiech natychmiast zniknął z mojej twarzy.
  Martin.

6 komentarzy:

  1. Nie skomentowałam? Kurde, byłam pewna, że tak. :/
    Rozdział fajny. Larex czy Lartin? Kurde, nie mam pojęcia, co shipować. Zastanawiam się, gdzie jest Lie. Tzn. trochę mało postaci drugoplanowych w tym rozdziale, a może tak mi się tylko wydaje? Trochę dużo dialogów, ale to spoko, bo w poprzednich rozdziałach było ich dużo. Bez ortografów i stylistycznych błędów. Ogólnie świetny rozdział, czekam na next :'D

    OdpowiedzUsuń
  2. No i gdzie ten rozdział, ja nadal czekam XD
    A tymczasem masz tutaj Pytanka do Liebster Blog Award :*
    1.Twoja ulubiona pora roku to… (i dlaczego)
    2. Jesteś sobą czy zakładasz maski?
    3. Jak sądzisz, czy jesteś dobrym człowiekiem?
    4. Wyobraź sobie, że jesteś owocem. Jakiego smaku i koloru sok można z Ciebie wycisnąć?
    5. Wypoczynek nad morzem, czy w górach?
    6. Twoja wymarzona praca to…
    7.Czy czujesz satysfakcję z prowadzenia bloga?
    8.Czy w powieści czasami wzorujesz się na czymś z realnego życia?
    9.Jakiego bohatera książkowego najmniej polubiłaś do tej pory? (Z innej książki)
    10.Jakie 2 ukochane przez Ciebie książki mi polecisz?

    OdpowiedzUsuń
  3. Aloha!
    Zaczęłam czytać i się zakochałam. Ostatnio mi się to często zdarza. Nie ce mię się pisadź dlugiego koma.
    Taki żart. [pazerność za 3... 2... 1...]
    Jeśli chcesz możesz wejść do mnie.
    Dobranyks
    Dziwnie spokojna Nerissa

    OdpowiedzUsuń
  4. A ten blog tak fajnie się zapowiadał i dupa, M:P

    OdpowiedzUsuń
  5. Czytam ten blog od niedawna. Koleżanka mi go poleciła. Czekam ze zniecierpliwieniem na następny rozdział, ponieważ na razie super się zaczyna. wybacz dla mnie opowiadanie zaczyna się od rozpoczęcia akcji. Ostatnio dużo blogów mi się podoba. Szybko pisz następny rozdział!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Bogowie są podobni do ludzi. Także się śmieją, kochają, nienawidzą i mszczą. Jednak oni nie mają zahamowań. Aby ocalić najdroższego przyjaciela potrafią zabić swoich towarzyszy, aby się zemścić zniszczą połowę świata.
    Można ich podzielić na dwie strony konfliktu: tą jasną i tą ciemną. Przynajmniej w teorii. Oni wszyscy, niezależnie od pochodzenia, są tacy sami. Nie należy im ufać. W praktyce, każdy dba tu tylko o siebie, o swoją pozycję i moc, nie przejmując się tym, że kogoś rani. Oczywiście istnieją wyjątki, lecz znikają one w morzu ambicji i żądzy władzy.
    Chciałabym wam opowiedzieć historię panteonów, historię bogów. Choć rozgrywała się ona tysiące lat wcześniej, ma wpływ na to, co dzieje się teraz. Bo bogowie nie wybaczają, nie zapominają. Ich rozgrywka trwa nadal, ale ważne są także ich pobudki. Nie wszystko jest tak jasne, jak się wydaje. Przeczytajcie, zrozumcie. Może to uratuje wam dziś życie, bo ciemność i chaos nadciągają.
    I spróbujcie im wybaczyć.

    Jeśli masz ochotę, to zapraszam :)
    Pozdrawiam,
    Mentrix

    OdpowiedzUsuń